Warszawa, 25 października 2015
Cześć Grzegorzu!
Piszę do Ciebie z bardzo nietypowego miejsca – z lasu na Kabatach. Jacyś złodzieje mnie porwali i muszę przerzucać worki z cementem oraz dźwigać cegły. Już mówię, jak to się stało.
Dwa dni temu jechałem metrem do galerii na Ursynowie. Mijałem kolejne stacje: Stokłosy, Imielin… aż dotarłem do stacji Natolin. Wyszedłem z metra, przeszedłem przez ulicę, i znalazłem się przy galerii. Moje buty z korkami z Go Sportu prezentowały się znakomicie. Już miałem przycisnąć przycisk do przejścia… aż tu nagle złodzieje mnie wzięli za ramiona i wrzucili do błękitnej furgonetki jak worek kartofli. Gdy dojechałem na miejsce, widziałem dookoła siebie las, polną dróżkę oraz starą ruderę z odpadającym tynkiem ze ściany, starymi oknami niemytymi od kilku lat i odpadającymi dachówkami. W środku wcale nie było lepiej. Przeciwnie. Sufit był cały w zaciekach. Czułem zimno, a śmierdziało tak, jakby ci złodzieje defekowali się bezpośrednio w głównym pokoju. Dostałem pokój taki, jak w typowej biednej rodzinie. Nie było zbyt wiele mebli (tylko szafa i łóżko), oświetlony jedną nagą żarówką zwisającą ze stropu, a na podłodze było zielone linoleum. Koszmar!
Mam nadzieję, że szybko wezwiesz policję pod adres na kopercie, zanim będzie już po mnie!
Piszę do Ciebie z bardzo nietypowego miejsca – z lasu na Kabatach. Jacyś złodzieje mnie porwali i muszę przerzucać worki z cementem oraz dźwigać cegły. Już mówię, jak to się stało.
Dwa dni temu jechałem metrem do galerii na Ursynowie. Mijałem kolejne stacje: Stokłosy, Imielin… aż dotarłem do stacji Natolin. Wyszedłem z metra, przeszedłem przez ulicę, i znalazłem się przy galerii. Moje buty z korkami z Go Sportu prezentowały się znakomicie. Już miałem przycisnąć przycisk do przejścia… aż tu nagle złodzieje mnie wzięli za ramiona i wrzucili do błękitnej furgonetki jak worek kartofli. Gdy dojechałem na miejsce, widziałem dookoła siebie las, polną dróżkę oraz starą ruderę z odpadającym tynkiem ze ściany, starymi oknami niemytymi od kilku lat i odpadającymi dachówkami. W środku wcale nie było lepiej. Przeciwnie. Sufit był cały w zaciekach. Czułem zimno, a śmierdziało tak, jakby ci złodzieje defekowali się bezpośrednio w głównym pokoju. Dostałem pokój taki, jak w typowej biednej rodzinie. Nie było zbyt wiele mebli (tylko szafa i łóżko), oświetlony jedną nagą żarówką zwisającą ze stropu, a na podłodze było zielone linoleum. Koszmar!
Mam nadzieję, że szybko wezwiesz policję pod adres na kopercie, zanim będzie już po mnie!
Pozdrawiam Cię
M.
M.
-----------------------------------------------------------------------------------
Warszawa, 27 października 2015
Cześć Grzegorzu!
Chciałbym Ci serdecznie podziękować za wezwanie policji. Dzięki twojej interwencji jestem żywy i mogłem napisać do Ciebie ten list. Opowiem Ci, jak przebiegła akcja obezwładniająca złodziei znanych Ci z poprzedniego listu.
Siedziałem w swoim pokoju, a raczej w swojej ruderze i czytałem książkę Ewy Nowak „Pajączek na rowerze” dla zabicia czasu. Musiałem przygotowywać się do noszenia wody z pobliskiej rzeki (ok. 10 km stąd) w wiadrach do ich niby–łazienki. Już byłem przed chałupą, aż usłyszałem zbawienne „STAĆ!!! RĘCE DO GÓRY!!!” Policja wybiegła z radiowozu i obezwładniła złodziei. Zostali wrzuceni do szaroniebieskiej furgonetki policyjnej. Ja także zostałem zabrany, ale spokojniej niż przestępcy. Usiadłem na przednim siedzeniu. Dojechałem do komisariatu policji, gdzie zostałem przesłuchany. Po tej czynności byłem wreszcie wolny jak ptak. Teraz mam kilkudniowy pobyt w sanatorium, aby się uspokoić po traumie, którą przeżyłem w ostatnich dniach.
Zła wiadomość jest taka, że podczas zabierania mnie spod galerii i wywożenia do lasu zostawiłem swoje korki z Go Sportu na chodniku. W ogóle mnie teraz nie obchodzą, bo najważniejsze jest moje zdrowie.
PS: Już został zapowiedziany termin rozprawy sądowej (27 XI 2015), byłbym Ci dozgonnie wdzięczny, gdybyś przyszedł do sądu z Twoim pierwszym listem ode mnie. Więcej Ci powiem, gdy wrócę z sanatorium.
Chciałbym Ci serdecznie podziękować za wezwanie policji. Dzięki twojej interwencji jestem żywy i mogłem napisać do Ciebie ten list. Opowiem Ci, jak przebiegła akcja obezwładniająca złodziei znanych Ci z poprzedniego listu.
Siedziałem w swoim pokoju, a raczej w swojej ruderze i czytałem książkę Ewy Nowak „Pajączek na rowerze” dla zabicia czasu. Musiałem przygotowywać się do noszenia wody z pobliskiej rzeki (ok. 10 km stąd) w wiadrach do ich niby–łazienki. Już byłem przed chałupą, aż usłyszałem zbawienne „STAĆ!!! RĘCE DO GÓRY!!!” Policja wybiegła z radiowozu i obezwładniła złodziei. Zostali wrzuceni do szaroniebieskiej furgonetki policyjnej. Ja także zostałem zabrany, ale spokojniej niż przestępcy. Usiadłem na przednim siedzeniu. Dojechałem do komisariatu policji, gdzie zostałem przesłuchany. Po tej czynności byłem wreszcie wolny jak ptak. Teraz mam kilkudniowy pobyt w sanatorium, aby się uspokoić po traumie, którą przeżyłem w ostatnich dniach.
Zła wiadomość jest taka, że podczas zabierania mnie spod galerii i wywożenia do lasu zostawiłem swoje korki z Go Sportu na chodniku. W ogóle mnie teraz nie obchodzą, bo najważniejsze jest moje zdrowie.
Pozdrawiam Cię
M.
M.
PS: Już został zapowiedziany termin rozprawy sądowej (27 XI 2015), byłbym Ci dozgonnie wdzięczny, gdybyś przyszedł do sądu z Twoim pierwszym listem ode mnie. Więcej Ci powiem, gdy wrócę z sanatorium.
Tekst: Mariusz Matysiak, klasa 6 /2015-2016/
Ilustracja: Weronika Wójcicka, absolwentka /przed 2015/
Opowiadanie zostało opublikowane w gazecie szkolnej A W TYM SĘK... Nr 4/2015; Nr 1/2016