Przejdź do głównej zawartości

Niesamowita lekcja / Aleksandra Możdżeń

 


Spokojnie, dasz radę. Przecież uczyłaś się do tego, wszystko rozumiesz. Cały czas powtarzałam to sobie w szatni szkolnej wiążąc buty. Nazywam się Martyna, mieszkam w małym miasteczku niedaleko Warszawy i chodzę do ósmej klasy. Dzisiaj mamy sprawdzian z matematyki i nie mogę go zawa … O kurczę dzwonek, muszę lecieć, bo zaraz się spóźnię!

Weszłam do klasy, a tam wszyscy siedzą z nosem w książkach i w kółko powtarzają ten cholerny wzór na tego Pitagorasa, czy jak mu tam. Podchodzę do mojej najlepszej przyjaciółki Mai i pytam:

- Umiesz?

- No tak trochę – powiedziała niepewnie.

- Ok, to jak coś, to zastukaj w ławkę trzy razy, spróbuję ci pomóc – wyszeptałam.

- Tak? Dzięki!

- Spoko, ja tobie pomagam na matmie, a ty mi na angliku. Jesteśmy kwita.

Maja uśmiechnęła się szeroko i zerknęła na podręcznik. Nagle słychać straszny trzask. Były otwarte okna, bo rzecz jasna sala musiała się wywietrzyć. Pani Jadwiga weszła do klasy. Można powiedzieć, że powitała nas z impetem.

- Dzień dobry – powiedziała swoim poważnym głosem.

- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy.

- Proszę chować w tej chwili zeszyty, książki i wszelkie inne pomoce. Maja mam ci pomóc to schować? Wszyscy czekamy tylko na ciebie.

- No już przecież chowam, o co pani chodzi? – odpowiedziała.

- Jak ty się wyrażasz, w ogóle co to jest za ton! – krzyknęła. – Chyba trochę szacunku mi się należy! Zobaczysz Majka, jeszcze raz się tak do mnie zwrócisz, to dostaniesz -20 i tyle.

- Ojejku, jejku – wymamrotała cicho pod nosem.

- Proszę bardzo, doigrałaś się, wstawiam punkty i pisze wiadomość do twojej mamy.

- Co?! Ale ja przecież nic nie powiedziałam!!! – wstała z miejsca.

- -25 za dyskusje z nauczycielem – powiedziała stanowczo.

Wzburzona Maja usiadła. Pani rozdała sprawdzian, na początku wszystko wydawało się łatwe, aż za łatwe … Skończyłam pisać pierwszą stronę i odwracam arkusz, a tam… hyyyyyyyy o mój Boże, co to ma być, tego na pewno nie było na lekcji! Zaczęłam czytać pierwsze zadanie, a tu nagle drrrrrrrr. No nie, nie zdążyłam. Pani zebrała kartki. Wybiegłam z sali niemalże z płaczem. Tak słabo mi poszło, znów zawiodę mamę…

Nie mówiłam o tym wcześniej, ale mieszkam z mamą, mamą, która tyra jak wół, żeby mi było dobrze, żeby niczego mi nie brakowało, a ja, kiedy mam okazję pokazać jej, że też się staram, schrzaniam to przy pierwszej lepszej okazji. Wracając, mieszkam z mamą, a  tata mieszka w stanach ze swoją nową rodziną. Zostawił nas jak byłam mała. Zawsze myślałam, że mam szczęście, że jestem szczęśliwa, a teraz widzę, że nie mam nic: taty, dobrych ocen, znajomych. Gdzie ja to moje szczęście wcześniej widziałam? Oho znowu dzwonek, kolejna lekcja, a potem kolejna i kolejna, aż do piętnastej.

Jest już po lekcjach, wracam sobie właśnie powoli do domu. Do i ze szkoły chodzę na piechotę, bo mam niecały kilometr. Przeszłam już połowę drogi i nagle zauważyłam pewnego, starszego człowieka, który szedł w tym samym kierunku. Nie był pijakiem, ani bezdomnym, chociaż z początku się go bałam, ale wyglądał na porządnego człowieka. Cały czas mu się przyglądałam, odwróciłam się na chwilkę i zauważyłam, że leży na ziemi. Przestraszona podbiegłam do niego i zapytałam:

- Wszystko w porządku? – nie odzywa się. – Halo, słyszy mnie pan?

Starzec nic nie odpowiedział, więc nachyliłam się do niego i potrząsnęłam nim.

- Halo, proszę pana.

Już wyciągałam telefon aby zadzwonić po pomoc, ale mężczyzna ockną się.

- Gdzie ja jestem?

- Spokojnie, nic pana nie boli, dobrze się pan czuje? – zapytałam.

- Tak, tak wszystko w porządku, kim ty jesteś?

- Ja, ja …

Zająknęłam się i zastanowiłam, czy rozsądnym pomysłem było podchodzenie do niego. Jednak postanowiłam porozmawiać z tym panem.

- Jestem Martyna. Upadł pan, na pewno nic panu nie jest?

- Nie spokojnie, jestem chory na serce i właśnie szedłem do domu, aby wziąć lekarstwa – odparł.

Pomogłam mu wstać i zapytał mnie, czy chcę go odprowadzić. Ja zgodziłam się myśląc o tym, że może znów zasłabnąć gdzieś po drodze. Szyliśmy w stronę jego domu. Nie pomyślałam o własnym bezpieczeństwie, może to jakiś porywacz? Nie ważne jak już się zgodziłam, to niegrzeczne byłoby powiedzieć, że musze iść do domu, bo mama mówiła mi, żebym nie rozmawiała z obcymi, więc szłam dalej.

- To tutaj – powiedział.

Staliśmy przed małą, ubogą chatką. Zdziwiłam się, że to tu mieszka, bo zawsze idąc lub wracając ze szkoły mijam to miejsce i zawsze myślałam, że to opuszczony budynek. Staruszek zaprosił mnie do środka. Było zupełnie jak w jakiejś bajce, mnóstwo narzędzi, ciekawe mikstury, trochę jak w naszej sali od chemii. Starszy pan zaparzył dwie herbatki i wyszliśmy do ogrodu, alby wypić ją na świeżym powietrzu.

- Łał – powiedziałam z zachwytem.

- Co cię tak zdziwiło? – zapytał.

- Trzyma pan samolot w ogródku?

- No tak, a co? Aktualnie próbuję go naprawić, ale coś marnie mi idzie cha, cha- zaśmialiśmy się.

- Mógłby mi pan opowiedzieć jakąś historię z lotu?

- Hmmm, oczywiście, co tylko chcesz. Mogę powiedzieć o pięknych widokach, niedźwiedziu polarnym, albo o prawdziwym szczęściu, które mnie spotkało, to jest nawet dobre, mogę ci też powiedzieć jak…

- „Prawdziwym szczęściu” pan mówi?- przerwałam. - Ono nie istnieje? 

- Co ty za bzdury pleciesz? Dziecko drogie, szczęście to najważniejsze, co w życiu mamy, ale trzeba o nie walczyć.

- Ta, tyle, że ja go raczej nie mam – westchnęłam.

- Dlaczego tak mówisz?

- Dzisiaj miałam ważny sprawdzian z matematyki, który strasznie zawaliłam, a naprawdę się do niego uczyłam. Hmmm co jeszcze … nie mam taty, na każdym kroku zawodzę mamę, moje oceny to totalna masakra, a o znajomych lepiej nie pytać – wyksztusiłam z siebie wszystko.

- Posłuchaj, jak byłem młody, miałem chyba ze trzydzieści lat, wyruszyłem na wyprawę dookoła świata. Zwiedziłem niemal wszystkie miejsca na ziemi, ale pewnego dnia miałem awarię samolotu. Rozbiłem się na jakiejś pustyni i kompletnie nie wiedziałem co zrobić. Wędrowałem po pustynie cały dzień i tylko myślałem co ze mną będzie. Wtedy patrzyłem na świat bardzo dyplomatycznie, liczyła się tylko praca i porządek. Ale podczas tego wędrowania zmęczyłem się okrutnie i przysiadłem na chwilę. Gdy tak siedziałem i rozmyślałem podszedł do mnie jakiś chłopiec. Wymieniliśmy kilka zdań, a potem kazał narysować mi baranka dla niego. Narysowałem jednego, ale powiedział, że jest brzydki i za mały, więc narysowałem kolejnego. Młodzieniec jednak znowu skrytykował mój rysunek i powiedział, że teraz ten baranek jest za stary. Zdenerwowałem się, pomyślałem i narysowałem pudło z dziurami po czym powiedziałem: Masz tu baranka, jest dokładnie taki jaki chciałeś. Popatrzył na rysunek i powiedział z uśmiechem: Oto właśnie mi chodziło, dziękuję. Chłopczyk, po tym poszedł dalej, a ja nadal rozmyślałem, ale nie o tym co zrobić, by wrócić do domu. Rozmyślałem o tym co na myśli miał na myśli, o co mu chodziło … i nagle wpadłem na pomysł. Chodziło mu o to, abym uwolnił w sobie wyobraźnię, dziecięce myślenie, walka o szczęście. Chłopiec, gdy narysowałem mu prawidłowy rysunek  był szczęśliwy, ale najpierw musiał o to szczęście zawalczyć. W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że nie warto przejmować się pracą, ludźmi, którzy na otaczają, najważniejsze jest to, żeby być szczęśliwym, mieć swój własny świat, aby walczyć o szczęście. Z tego spotkania wyciągnąłem ogromną lekcję, mam nadzieję, że ty również.

- Niesamowita historia. – powiedziała ze zdziwieniem. – Teraz już wiem, że o szczęście należy walczyć i mogę panu obiecać, że się nie poddam bez tej walki.

- Cieszę się i trzymam za słowo.

- Ojejku, jest już strasznie późno, zasiedziałam się, przepraszam ale muszę już iść, bo mama będzie się  martwić.

- Oczywiście, leć już. Lepiej nie nadużywać cierpliwości mamy, sam coś o tym wiem.

- Do widzenia, miło mi było pana poznać!

- Do widzenia Martyno, mi również! Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy!

- Jak tylko będę miała czas to do pana wpadnę.

- Czekam z niecierpliwością!

Ach jest już po szóstej, mama mnie zabije, no ale przynajmniej nie zmarnowałam tego czasu. To była naprawdę niesamowita lekcja. A najważniejsze z niej to to, aby zapamiętać raz na zawsze, że o szczęście trzeba walczyć mimo wszystko.

-----------------------

Tekst: Aleksandra Możdżeń, klasa 8a (rok szkolny 2021/2022)

Ilustracje: Canva

-----------------------

Opowiadanie ukazało się w gazecie szkolnej SĘK nr 3/2021 (jesień-zima 2021/2022)